czwartek, 19 lutego 2009

miasto Kumning

   Kunming jest nazywany miastem wiecznej wiosny. Słusznie, kiedy przybyłyśmy tam pod koniec stycznia kwitły już wiśnie i różne kwiaty. Niesamowite wrażenie po zimnym i mokrym Nankinie. Na dodatek pod koniec stycznia! Myśl o styczniowej Polsce wywoływała na naszych twarzach gigantyczne uśmiechy, a każdy napotkany kwiatek był jak cud natury.
   Poza tym palmy na ulicach, niby nic takiego, ale jednak egzotyka niesamowita. Miasto samo w sobie trochę podobne do Nankinu, ale jakieś bardziej wyludnione (może to ze względu na Nowy Rok, kiedy wszyscy siedzą przed telewizorami lub u rodziny w swoim miasteczku, wsi). Ulice szerokie i miłe, jak to w Chinach, ale ale, coś się nie zgadza.. Ruch uliczny bardziej zorganizowany…i przestrzeganie przepisów?! Tak! W Kunmingu nie można tak po prostu wyjść na ulicę nie oglądając się, i przejść spokojnie do upatrzonego punktu. Trzeba zwracać uwagę na samochody, bo te, w porównaniu do Nankinu, pędzą po ulicach.
   Chińskie miasta ciągle się rozbudowują, nie ma w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że my akurat trafiłyśmy w Kunmingu na wszelkie możliwe place budowy i rumowiska. Był to chyba główny punkt programu naszego przebywania w samym mieście – zagubienie w piaskowych wichurach pod jakimiś mostami nowo budowanej drogi lub wyburzonego osiedla. Szukałyśmy tam parku, dworca, drogi do domu… a wszędzie tylko pyłowe pustkowie i umorusane dzieci bawiące się na gruzach.
   Na odwiedzenie pięknych miejsc nie było już czasu :) Trochę żartuję, bo Kunming jest bardzo miłym miastem sam w sobie.
   Moim osobistym ulubionym akcentem kunmingskim są policjanci. Wielkie figury, niemal jak półtora człowieka, rozstawione w różnych punktach miasta. Spełniają chyba rolę przycisku alarmowego. W nocy się świecą. Bardzo żałuję, że czegoś nie mówią lub nie skrzeczą jakoś kiedy się koło nich przechodzi. Ba, to wręcz dziwne, większość rzeczy w Chinach wydaje przecież dość przeraźliwe dźwięki. Aż dziw, że chińczycy noszą okulary, a nie aparaty słuchowe, poziom hałasu jest tu niesamowity.




Masaż na ulicy, zwykła sprawa. Można skorzystać w drodze do pracy, albo po ciężkim dniu.




Tańce na ulicy, częsty widok.



Hostelowy taras i obmyslanie drogi na dzień nastepny.


Brama koguta, a za nią konia. Byłam wzruszona ;) mój chiński znak to kogut :D


Wiosnaaaaa!


To gdzie jest ten dworzec?







Brak komentarzy: